Było gorące czerwcowe przedpołudnie, w powietrzu czuć było, że coś się zbliża. Wszyscy obawiali się o pogodę, a to o temperaturę na parkiecie powinni się obawiać! Pod Skrzydłami Anioła wesele Ani i Andrzeja zapamiętam na długo – bo było TOP!
Kolejny raz potwierdza się złota zasada: Para Młoda na parkiecie = Goście na parkiecie.
Tu dodałbym: Para Młoda robi ogień na parkiecie = Goście nie pozostają dłużni!
Takiej ekipy życzę każdej Parze Młodej, a także każdemu fotografowi i DJ’owi.

Jednak zanim napiszę więcej o weselu, wróćmy na początek. Już od samego rana panowało klasyczne dla ślubnego dnia napięcie. Dodatkowo każdy sprawdzał wielokrotnie prognozy: burza o 11, nie – burza o 15. Wiadomo, pogoda ma znaczenie, ale jedyne co można zrobić z pogodą to ją zaakceptować. Tym bardziej że od kilku lat obserwuję słabnącą sprawdzalność prognoz pogody. A wiem coś o tym, bo plenery ślubne w innym terminie dostosowuję m.in. do pogody.
Ania przygotowywała się w swoim rodzinnym domu, co uważam za bardzo wygodne. Mieć wszystko na miejscu: fryzura, makijaż, ubieranie się, błogosławieństwo. Tym bardziej, kiedy ślub jest w pobliskiej parafii. Nie tracimy czasu na dojazdy i zyskujemy święty spokój.















Ślub w Rudzie Śląskiej
Ślub w Kościele pw. św. Pawła Apostoła w Rudzie Śląskiej był pełen czułości, emocji, nie brakowało bliskich, a także ciekawych zdarzeń. Wchodząc i wychodząc z Kościoła Ania i Andrzej przemaszerowali przez szpaler złożony ze słoneczników, które trzymały dzieci – wychowankowie wodnej sekcji Ani. To była naprawdę urocza i wzruszająca inicjatywa. Myślę, że Ania będzie dzięki temu jeszcze lepiej wspominać swój ślub. A wiedzieliście, że słoneczniki symbolizują słońce i radość życia, a także przyjaźń, lojalność i uczucie? Była to idealna metafora dla Pary Młodej. Zanim powiedzieli sobie symboliczne, acz istotne „TAK”, doszło do niecodziennej sytuacji. Tyle się razy nasłuchałem ewangelii o cudzie w Kanie Galilejskiej, że mogę ją recytować, będąc wybudzonym w środku nocy. Teraz na własne oczy zobaczyłem, co się dzieje, kiedy zabraknie wina. W sumie to nie dziwię się, że zabrakło – Boże Ciało, procesja, wizyta zwierzchników … działo się. Na szczęście szybko znalazł się posłaniec, który znał źródełko.





















Pamiętacie obawy o burzę? Jakimś cudem udało się jej uniknąć, choć czuć było, że jest blisko. Farciarze! Piękna ceremonia, urocze wyjście z kościoła, szereg niespodzianek i moje ulubione zadanie: grupówka na ponad 150 osób. A wszystko na pełnym przyśpieszeniu, w obawie o ulewę, która minęła nas bokiem.
Pod Skrzydłami Anioła Wesele
Po uroczystości kościelnej przemieściliśmy się do restauracji Pod Skrzydłami Anioła w Piekarach Śląskich. Patrząc na atuty tej sali, nie dziwi mnie, że Ania i Andrzej zorganizowali tutaj swoje wesele. Elegancka sala, z której widać co się dzieje na parkiecie, jednocześnie nie zmuszając wszystkich do przebywania na nim przez 100% czasu, szeroki parkiet, przestrzeń dla obsługi, pokój dla Pary Młodej, prywatny ogród, a to wszystko na parkowym wzgórzu. Muszę też przyznać, że nie był to mój pierwszy raz tutaj i za każdym razem słyszę od organizatorów same superlatywy na temat obsługi całego procesu organizacyjnego. To się chwali.
Swoją drogą pierwszy raz wesele w restauracji Pod Skrzydłami Anioła miałem w 2013 r., wtedy jeszcze nie było dzisiejszego parkietu. Cała ta przestrzeń została dodana i muszę przyznać, że to był strzał w dziesiątkę właściciela. To i inne zmiany, jakie zaszły w tym miejscu były naprawdę warte swojego wkładu. Restauracja została powiększona, co w połączeniu z nowym wystrojem sprawiło, że sala ta stała się jeszcze bardziej atrakcyjna dla par, które planują wesele właśnie tutaj.







Parkiet płonie!
Gorąca atmosfera na parkiecie była NIE-DO-OPISANIA. Chciałbym powiedzieć, że zdjęcia to robią, ale to zostawię Wam – Wy oceńcie, czy oglądając zdjęcia z parkietu, czujecie przepływ energii, która była nie do zatrzymania! O świetną podkładkę muzyczną dla tych wszystkich wspaniałych parkietowych wyjadaczy zadbał DJ Szanowny, który dobrze wyczuł panujący klimat, a także dopilnował, by nie zabrakło integracji między Gośćmi. Mordka mi się cieszyła, migawka nieprzerwanie pracowała, a lampy błyskowe ledwo nadążały z ładowaniem. Tak poproszę zawsze! Tak uwielbiam pracować :)


























Podsumowując, to był naprawdę udany reportaż. Gorący dzień, gorące wydarzenie, gorąco na parkiecie. Po takim weselu wiem, że nie mógłbym sobie wymarzyć lepszej pracy :)